Poniekąd generalnym i najwyższym uogólnieniem całokształtu tej ewolucji w płaszczyźnie prawno-ustrojowej stała się nowa konstytucja z 23 kwietnia 1935 r. (tzw. konstytucja kwietniowa). Ponieważ BBWR nie miał w sejmie kwalifikowanej większości 2/3 potrzebnej do uchwalenia nowej konstytucji, zastosowano różne wybiegi prawne i regulaminowe; „było to — jak stwierdza znawca tych zagadnień, A. Ajnenkiel — bezprawie dokonane z naruszeniem szeregu istotnych przepisów”. Nawet Świtalski i Piłsudski przyznawali, że nowa ustawa konstytucyjna została uchwalona „dowcipem i wilkiem”, co „nie jest zdrowe”.
W nowej konstytucji punkt ciężkości władzy państwowej został przesunięty z sejmu na prezydenta, którego władza została nie tylko wzmocniona, ale i wyodrębniona, stając się władzą nadrzędną zarówno nad rządem, jak i nad sejmem. Prezydent praktycznie nie odpowiadał przed nikim — jedynie „przed Bogiem i historią”. Prezydent miał być wybierany nie przez Zgromadzenie Narodowe, ale przez wąskie (80-osobowe) grono „elektorów”, wyłanianych przez obie izby lub przez referendum narodowe. Prezydent miał szereg ważnych uprawnień, tzw. prerogatyw osobistych, obejmujących m. in. wyznaczanie swego następcy w czasie pokoju, mianowanie i odwoływanie premiera, mianowanie i odwoływanie Naczelnego Wodza i Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych, rozwiązywanie izb przed upływem kadencji, powoływanie części senatorów itp. Istota tych prerogatyw polegała na tym, że prezydent mógł je wykonać bez kontrasygnaty odpowiedniego ministra. Był więc niczym nie ograniczony w podejmowaniu decyzji najbardziej węzłowych dla życia państwa.
Wzmocniona została także, kosztem sejmu, pozycja senatu. Ograniczenie kompetencji sejmu wyrażało się m. in. w tym, że jego votum nieufności nie oznaczało — jak dotąd — konieczności ustąpienia rządu. Prezydent mógł ignorować stanowisko izb ustawodawczych i je rozwiązać. Innymi słowy, odpowiedzialność rządu przed parlamentem pozostała już tylko w kadłubowej postaci. Nieprzypadkowo zresztą znikły w nowej konstytucji artykuły naczelne we wszystkich konstytucjach demokratycznych, stanowiące, że władza zwierzchnia w państwie należy do narodu, reprezentowanego przez swoich posłów w parlamencie. Znikły też artykuły mówiące o swobodzie wyrażania swych myśli i przekonań, wolności prasy, a artykuł mówiący o równości wszystkich obywateli wobec prawa został zastąpiony sformułowaniem, głoszącym, iż uprawnienia obywatelskie będą mierzone „wartością wysiłku i zasług obywatela na rzecz dobra powszechnego”.
Krokiem wstecz od demokracji była też uchwalona w lipcu 1935 r. nowa ordynacja wyborcza. Między innymi zmniejszała ona liczbę posłów do sejmu z 444 do 208, a senatorów ze 111 do 96. Podnosiła dotychczasowy wiek uprawniający do czynnego prawa wyborczego z 21 do 24 lat. Przede wszystkim jednak odbierała partiom i organizacjom politycznym prawo wysuwania kandydatów, przekazując to prawo tzw. zgromadzeniom przedwyborczym, którym przewodniczył komisarz wyborczy, mianowany przez ministra spraw wewnętrznych. W skład tych zgromadzeń nie wchodzili przedstawiciele partii politycznych, ale różnego rodzaju samorządów, w dużej mierze uzależnieni lub powiązani z władzami. Jeśli zaś chodzi o senat, to pomyślany był on jako „elita”