biorąc, była to warstwa społeczna ekonomicznie słaba, mało odporna na wszelkie perturbacje gospodarcze. I na niej odbił się dotkliwie wielki kryzys, który — jak sądzić można — pogłębił proces jej proletaryzacji i pauperyzacji, powiększając wydatnie i tak już niemałą w niej przewagę drobnomieszczaństwa sproletaryzowanego nad właściwym.
Wspomniany wyżej „przejściowy” charakter społeczny drobnomieszczaństwa miał swe źródło m. in. w jego stosunkowo dużej mobilności społeczno-kulturalnej, dostrzegalnej zwłaszcza przed kryzysem. Jedną z ważnych jej przesłanek stanowił dostęp młodzieży pochodzenia drobnomieszczańskiego do oświaty i wykształcenia. Pod tym względem młodzież pochodzenia drobnomieszczańskiego (przede wszystkim z kół zamożniejszego drobnomieszczaństwa „właściwego”) znajdowała się w położeniu — szczególnie, jak wspomniano, w latach dwudziestych — znacznie lepszym niż młodzież robotnicza i chłopska. W szkołach średnich ogólnokształcących odsetek młodzieży drobnomieszczańskiej sięgał w tych latach około 25% ogółu uczniów — czyli przeszło dwukrotnie więcej, niżby to wynikało z udziału tej warstwy społecznej w ogóle ludności Polski. Niewiele mniejszy był ten odsetek w szkołach wyższych (1928/29). Kryzys gospodarczy i jego następstwa zepsuł mocno ten obraz, ale i w latach trzydziestych odsetek młodzieży drobnomieszczańskiej pozostawał nieco wyższy niż 10—11%, (tj., przypomnijmy, odsetek drobnomieszczaństwa w społeczeństwie Polski). Perspektywa awansu społecznego, za który dość powszechnie w kołach drobnomieszczańskich uważano wyedukowanie dzieci na urzędników państwowych i innych pracowników umysłowych, a tym bardziej adwokatów, lekarzy, farmaceutów itp., otwierała się przed tą młodzieżą niezbyt szeroko. Jednakże — w przeciwieństwie do ogromnej większości robotników i chłopów — nie miała cech nieraz utopijnego marzenia, ale mieściła się w sferze realnych możliwości. Należy bowiem mieć na uwadze, że w warunkach i stosunkach międzywojennych już matura w szkole średniej była wysoko oceniana przez opinię społeczną, była świadectwem — jak mówił Boy-Żeleński — swego rodzaju „burżuazyjnego szlachectwa” i zarazem przepustką do inteligencji, do „lepszych sfer”.
Z pojęciem „inteligencja” kojarzy się na pierwszy rzut oka dość jednoznacznie kryterium wyróżniające tę warstwę wśród innych warstw społecznych, mianowicie kryterium wykształcenia. W rzeczywistości treść tego pojęcia, oparta tylko na kryterium wykształcenia, daleka jest od ostrości. Wystarczy powiedzieć, że w świetle danych, dotyczących „pracowników umysłowych” (a więc największej grupy zaliczanej do inteligencji) ubezpieczonych w zakładach ubezpieczeń społecznych w początkach lat trzydziestych, co najmniej 45% tych pracowników nie miało matury. Z tego względu stwierdzić trzeba, że zakwalifikowanie do kategorii „pracowników umysłowych” wywodziło się nie tylko i nie tyle z kryterium wykształcenia, ile z charakteru ich pracy, mianowicie pracy niefizycznej. Mowa przy tym oczywiście o pracy najemnej, co z kolei uzasadnia wyłączenie z tej war-