kraj, biorąc zaś Michałka w opiekę, chciał i jego także wychować na dobrego Polaka. Święcie też obietnicę spełnił; zaraz po pogrzebie Maryanny wziął sierotę do swojej izby, ale przekonał się wkrótce, że chłopaka tylko w stajni utrzymać potrafi. Miał Michałek z dzieciństwa dziwne do koni upodobanie, a że proboszcz niezgorsze chodował stado, sierota więc wymykał się na błonia i spoglądał łakomie po źrebcach, których mu koniuchy dosiąść broniły. Tak upłynął rok. Na prośbę zakrystyana został wreszcie Michałek przydany do pomocy stajennym, konie czyścił, słomę pod nie słał, owies ze śpichlerzyka nosił, było tego znów rok. Przez ten czas udało się wielokroć chłopcu dosiąść źrebaka i gnać oklep na błonie z rozkazem proboszcza albo stajennego. Ile guzów na głowie nosił, tego nikt nie zliczył, mało czy wiele, nieraz przez łeb koniowi zleciał i leżał potem, jak martwy, na twardej ziemi. Kiedyindziej ledwie siebie i źrebca nie zabił, bo wpadł z koniem w głęboki jar, przy innej okazyi cudem tylko nogi ocalił; zaplątał je bowiem między żerdziami, przez wysoki płot skacząc, za co od starszego stajennego tęgo po karku dostał. Nie zważał jednak ani na guzy, ani na szturchańce, które często za swe zuchwalstwo z końmi obrywał. Nawet nie płakał wtedy, jak mu się zdarzało buczeć, kiedy na nędzę ludzką patrzał, skurczony pod pięścią dozorcy, pędził z powro-
Strona:Zofia Bukowiecka - Michałek.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.
— 17 —