Strona:Zofia Bukowiecka - Michałek.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.
—   37   —

więc Michałek uczył ciemnych tego, co sam od tatula słyszał. Piotr był na Jasnej Górze, kiedy obaj z panem Łukaszem wracali z wojny, nadłożyli drogi, żeby się przed cudownym obrazem pomodlić i zawiesić u jego stóp szczerozłote serce, na podziękowanie Matce Boskiej za to, że ich ochroniła od Szwedów. Tam też zakrystan szablę dał do poświęcenia, jako że dotąd rabusiom na krzywdę ludzką służyła, a teraz, w polskich rękach zostając, miała sprawiedliwości bronić.
— Nigdy Polak cudzej ziemi nie zabierał ani cudzą krzywdą się pasł — mówił nieraz ksiądz proboszcz, a Michałek więcej wtedy jeszcze pochmurniał i pytał opiekuna, jakiem prawem Szwedzi aż pod kościół częstochowski podstępują.
— Nie może to być, aby oni z Najświętszą Panną wojować mieli, pokłonią się obrazowi i odejdą — uspakajał Michałka Piotr.
Ale nie sprawdziły się słowa zakrystyana, owszem, gruchnęła po całej Polsce wieść, że Szwedzi okrutnie wojsko i co największe armaty pod Częstochowę przywiedli, strzelają dzień i noc do klasztoru, bo łakomili się na złote sukienki z obrazu Matki Boskiej.
Piotr, jak tę nowinę usłyszał, mało trupem nie padł, do łóżka położyć się musiał i wstał wtedy dopiero, kiedy ksiądz z ambony ogłosił