czął, czy aby żywego Szweda zobaczy, nim Stefan Czarniecki wszystkich rabusiów na kapustę wysieka, turbował się zaś tem więcej, odkąd gruchnęła po kraju wieść, że król szwedzki Karol Gustaw z Warszawy nad morze do Prus wyjechał.
Zakrystyan tryumfował i raz po raz tabakę na dobry humor zażywał.
— A co, nie mówiłem, że tak będzie. Zawstydzi się swoich postępków i ucieknie za morze, jak tamci Szwedzi, których sam pomagałem bić. — Tak radował się zakrystyan, ale znów omyliły go nadzieje.
Karol Gustaw wyjechał wprawdzie z Warszawy, zrobił to jednak dlatego, bo miał się już za pana całego kraju nad Wisłą i tak w dumę urósł, że gości na swoją koronacyę do Krakowa zapraszał. Prędko wyjechał z Warszawy, to bieda tylko, że jeszcze prędzej z drogi nawrócił, gdy się dowiedział o wyruszeniu Jana Kazimierza ze Śląska i przygotowaniach, jakie Lwów robił na przyjęcie swego prawowitego monarchy.
Myślał Karol Gustaw, że dość mu będzie ze Szwecyi przyjechać, żeby Polskę ukraść, niby tę gęś na jarmarku, i połą sukmany dla niepoznaki nakryć, a tu się pokazało, że naród nie głupi ptak, do czasu tylko rozum albo li cnotę stracił i prędko na szwedzkiej sukmanie się poznał, więc też Karol Gustaw mało nie pękł ze złości na to ocknienie się sumienia polskiego.
Strona:Zofia Bukowiecka - Michałek.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.
— 48 —