końmi stratuje. Pocieszali się jednak wieśniacy lepszą nadzieją, krzepiąc jeden drugiego wspomnieniem na wielkiego rycerza:
— Widać Szwed nie taki dyabeł straszny, jak go malują — mówiono — skoro pan Czarniecki skórę mu raz po raz praży, a pod Krasiczynem to pono całe dwa pułki wysiekł, które chłopi nasi w zasadzkę wciągnęli.
I była to prawda. Chłopi zwabili Szwedów pod szablę pana Czarnieckiego, a pomagali mu czasem, który mógł, że ledwie z obu pułków jeden żywy Szwed uciekł, żeby swemu królowi o bitwie donieść.
Takie i tym podobne wieści znosili do Rudnika różni głodomorzy, wynędzniali, a często kalecy, bo byli między nimi i tacy, którzy, w moc szwedzką się dostawszy, srogie wycierpieli męki i, złorzecząc, uchodzili przed wrogiem. Nie dziw też, że, okaleczeni i z umysłu pozbawieni członków, cudeńka opowiadali o przemocy szwedzkiej, że straszyli temi wieściami rudnickich koniuchów. Radziby oni, pastuszkowie, byli chwalić się Michałkowi tem, co usłyszeli od łazęgów z gościńca, cóż kiedy, jak się już rzekło, Michałka rzadko teraz widzieć było można na błoniu. Za to Kuba, drugi stajenny, opowiadał, że, wracając z sąsiedniej wsi od stryjka, dojrzał, jak sierota po cieśli Wojciechu wór do księżej stodoły wnosił, a skradał się i oglądał przytem
Strona:Zofia Bukowiecka - Michałek.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.
— 75 —