Strona:Zofia Bukowiecka - Michałek.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.




— Melduję jegomości, jako wdowa po cieśli, Wojciechu, Maryanna, umarła dzisiejszej nocy — mówił do proboszcza zakrystyan. Sługiwał on za młodu w wojsku, a na starość w Rudniku nad Sanem, o mil 20 od Lwowa mieszkał i przy kościele porządku pilnował. Zwano go Piotrem, że to łysy był i do świętego Piotra na obrazach podobny, u pasa zaś okrutne klucze nosił. Nie pamiętał nikt z najstarszych ludzi, jakie było prawdziwe Piotra zawołanie, ale wszyscy w całej parafii szanowali zakrystyana za to, że uczciwie całe życie się sprawował, a za młodu ciurą, to jest sługą rycerskim przy wojsku polskim zostając, okrutnie ze Szwedami dokazywał i siła ich narąbał, jako też dotąd szablę z tamtych czasów chował.
— Umarła! świeć Panie nad jej duszą! — odpowiedział probosz staruszek i zaraz potem dodał. — Trzeba godnie pochować nieboszczkę, trumnę niech w stolarni zbiją, dziadowi przykaż, żeby dzwonów nie żałował, a chłopaka sierotę wziąć na plebanię.