Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/102

Ta strona została przepisana.

przez całe życie nie śmiał jej skrzywdzić, bo dałbym ja takiemu. A nagle zostanie może sama, samiuteńka. Kto się dzieckiem zajmie, kto będzie dbał o nie, kto się zaopiekuje? Przecież to jeszcze małe dziecko.
— Małe, ale mądre.
— Dużo jej z tej mądrości przyjdzie, jak się nią kto zły zajmie i będzie chciał skrzywdzić. Czy to dziecko może się obronić przed przemocą?
— Kto ją tam będzie krzywdził!
— A co, to nie wiesz wcale, Klaudiuszu, jak się z dziećmi w cyrkach obchodzą? Będzie, powiedzmy, dalej pracowała w cyrku, kto inny się nią zajmie, przy nauce będzie ją może bił, albo głodził.
— Co ty też wygadujesz — oburzył się Klaudjusz, — to myślisz, że jabym na coś podobnego pozwolił, aby mi kto Dorotkę bił? Dziecko się przecież w moich oczach wychowało.
Dyrektor odetchnął z pewną ulgą.
— Ja też sobie myślałem — powiedział, — tak sobie kombinowałem. Nawet jeżeli mi się co stanie, to przecież Klaudjusz może zająć się małą — myślę.
Zamilkł na chwilę, jakby rozważając wszystkie możliwości.
— Bo widzisz, ja mam brata, nawet wcale zamożny człowiek. Zawsze bardzo mi miał za złe, że alę cyrkiem zająłem. Więc on byłby naturalnym opiekunem Dorotki. On i jego żona. Ale to nie dla niej. Ja przecież wiem, jaka jest moja

98