Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/103

Ta strona została przepisana.

Dorotka i wiem jacy są oni. Brat jest nawet niezłym człowiekiem, ale...
Dyrektor zatrzymał się, jakby szukając odpowiedniego wyrażenia. Klaudjusz mu podpowiedział:
— Zupełnie inni ludzie.
— Właśnie. Tak sobie prowadzą spokojne, inne życie. Dla nich cyrk to pewnie coś nieprzyzwoitego. Jego żona była dawniej nauczycielką, może i dobra kobieta, ale to nie dla mojej dziewczyny.
Znowu milczał chwilę. Pawełek leżał na swojem łóżku z szeroko otwartemi oczyma. Słuchał. Przez chwilę nie wiedział, jak ma się zachować i chciał zawołać, aby wiedzieli, że słyszy. Nie śmiał jednak tego uczynić. Kaszlnął tylko dwa razy, lecz ani dyrektor, ani Klaudjusz zajęci rozmową nie zauważyli tego.
Leżał więc w dalszym ciągu cicho i słuchał.
— Tak mi to wszystko przyszło do głowy, bo właśnie niedawno dowiedziałem się, że brat mój ma być jeszcze w tym tygodniu w mieście, więc myślałem z początku, żeby to właśnie z nim pogadać o przyszłości. A nuż stanie się co ze mną, takie mam jakieś złe przeczucie. Dorotka ma trochę pieniędzy, uzbierałem przecież cośniecoś, trzeba się tem wszystkiem zająć, interesy uregulować. Zawsze brat przecież. Ale potem jak myślałem nad tem, to sobie pomyślałem, że dziewczyna będzie nieszczęśliwa, że gdybym ją miał przy kim zostawić to może lepiej, aby nadal w cyrku pracowała.

99