Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/11

Ta strona została skorygowana.

Lecz Pawełek w to nie wierzył. Myślał, że może dowie się czegoś więcej od nauczyciela w szkole.
I rzeczywiście nauczyciel opowiadał wiele o gorących, skwarnych pustyniach Afryki o kilkudziesięcio-piętrowych domach — „drapaczach nieba” w Ameryce. Opowiadał o wielkich miastach, o licznych mieszkańcach, o żelaznych mostach. Lecz wciąż nie o tem myślał Pawełek. Tak, to wszystko, o czem wspominał nauczyciel, było zapewne wspaniałe i godne widzenia. Pawełek chętnieby to wszystko zobaczył, lecz za tem wszystkiem Pawełek nie tęsknił.
O tamtym, nieznanym świecie, który pamiętał, mogłaby z nim pomówić tylko matka. Ona przecież była z nim razem. Ona przecież tak samo jak on słyszała dźwięki muzyki, mrużyła powieki przed jaskrawym światłem wielu lamp i tak samo jak on patrzyła z czułością w duże, ciemne oczy na blade] twarzy.
Lecz matka nie mówiła o tem nigdy, nie chciała mówić.
Gdy Pawełek usiłował przypomnieć sobie coś z owych czasów głośno, gdy zadawał jakieś pytania, matka odpowiadała wymijająco, lub rozpoczynała rozmowę zgoła o czem innem.
Nie, matka nie chciała o tem pamiętać, Pawełek wiedział, czuł, że usiłowata zapomnieć o tem wszystkiem.
A chyba i jej nie przychodziło to z łatwoscią. W głębi pokoju, obok szafy, stał zawsze mały kuferek, który przywieźli ze sobą, a którego

7