Pawłeka, pokazywał mu swój warsztat i sam posłuszule patrzył, jak mały fikał koziołki naprzód i wtył.
Wreszcie, któregoś dnia stolarz poślubił młodą wdowę, co spotkało się z ogólną aprobatą całego miasteczka a także Pawełka, który zdążył polubić swego ojczyma.
— Kocha dziecko jak własne — mawiały sąsiadki z rozczuleniem.
Było to prawdą. Stolarz zajmował się chłopcem nietylko dlatego, że było to dziecko jego żony, lecz że Pawełek sam przez się ogrom nie mu się podobał.
— Takie to małe, a rozum ma jak stary — mawiał nieraz do żony.
— E, rozpuścisz na nic chłopaka — śmiała się matka.
Nawet wówczas, gdy stolarz został ojcem dwojga własnych dzieci, Piotrusia i Stefci, to Jednak wciąż opiekował się troskliwie Pawełkiem i nie czynił żadnej różnicy między nim a rodzonemi dziećmi. Przeciwnie, mogło się wydawać, że właśnie Pawełek obchodzi go najbardziej.
Pawełek odpowiadał mu tem samem uczuciem. Bardzo lubił swego ojczyma i często doznawał wrażenia, że jest to raczej jego starszy, dobry kolega, niż ojczym. Lubił pomagać mu w pracy, czytać głośno stary kalendarz, lub pokazywać mu swe sztuki gimnastyczne.
W głębi świadomości jednak pamiętał Pawełek, że oprócz tego dobrego, troskliwego stolarza, miał kiedyś swego własnego ojca, którego mocne
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/13
Ta strona została skorygowana.
9