Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/131

Ta strona została przepisana.

— Bardzo się dziwię twemu nieszczęśliwemu ojcu, że ci pozwalał.
— Mój ojciec chciał, abym pracowała z nim razem, aby mnie to samo zajmowało co jego.
— Moja Dorotko, nie mówmy o tych sprawach. Mam nadzieję, że jesteś dosyć rozsądną, aby zrozumieć, że już nie masz z cyrkiem nic a nic wspólnego.
— Ja nigdy nie zapomnę o cyrku — wybuchnęła nagle dziewczynka głośno.
Ciotka spojrzała na nią z wyrzutem.
— Mówiłam ci tyle razy, że dobrze wychowane panienki nie mówią tak głośno. To brak uszanowanla.
— Ja nigdy nie zapomnę cyrku — powtórzyła dziewczynka ciszej, lecz z tym samym zapałem.
Lecz ciotka zdawała się nie zwracać uwagi na te słowa.
— Wolałabym nawet, abyś nie wspominała wcale tym dzieciom o tem wszystkiem.
— O czem, ciociu?
— O tem, że pracowałaś w cyrku, że byłaś woltyżerką!
— Nie mam tego mówić?
Dorotka była niezmiernie zdziwiona.
— Dlaczego?
— Bo tutejsi ludzie nie wiedzą dobrze na czem taka praca polega i wyobrażają sobie zaraz Bóg wie co!
— To trzeba im wytłumaczyć.
— Nie dawaj mi rad, Dorotko, sama wiem co mówię. Pomyślą jeszcze, że jesteś jakaś

127