Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/132

Ta strona została przepisana.

straszna dziewczyna bez wychowania. że nie można się z tobą zadawać.
— Jeżeli tak mają myśleć, to lepiej niech się naprawdę nie zadają.
— Ale co ty wygadujesz, moje dziecko przestraszyła się ciotka, — to nasi najlepsi sąsiedzi. Od wielu lat spotykamy się co dwa tygodnie w niedzielę. Zeszłym razem myśmy byli u nich, pamiętasz wtedy, gdyś nie chciała jechać z nami, a teraz oni przyjadą do nas.
— To nie mam im mówić o cyrku?
— Nie, broń Boże.
— A co mam powiedzieć, jak się zapytają, co robiłam dotychczas, gdzie byłam.
Ciotka zmieszała się trochę.
Nie mogła uczyć dziecka, aby kłamało. Sama zresztą była osobą prawdomówną. Z drugiej strony nie chciała jednak, aby mówiono zbyt wiele o styczności Dorotki z cyrkiem.
— A więc pamiętaj, co ci mówiłam! Idź na górę i ubierz się porządnie.
— Co mam włożyć, ciociu?
Ciotka przyjrzała jej się badawczo.
— Sukienka może zostać ta sama. Zmień tylko mankieciki i kołnierzyk, boś ten już pogniotła.
Ciotka westchnęła.
— Musisz, Dorotko, uważać, dziś rano dopiero włożyłaś świeży kołnierzyk i jest już zupełnie brudny. Pewnie bawiłaś się z psem na podwórzu.
— Bawiłam się trochę.

128