Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/134

Ta strona została przepisana.

tylko w nocy, nie chciała płakać w obecności obcych ludzi, których nie lubiła. Płakała. tylko wtedy, gdy była sama, gdy nikt tego nie widział. Myślała o ojcu, o tem, że go już nigdy więcej nie zobaczy. Myślała o tem wszystkiem co przeszło, co jak wiedziała, nie może już powrócić. Potem, powoli Dorotka uspokajała się nieco. Nowe otoczenie, nowe wrażenia łagodziły mimowoli jej ból.
Wujostwo dzierżawili niewielki folwarczek. Od pierwszej chwili przybycia dziewczynka brała czynny udział w codziennych pracach. Była zręczną i pojętną, to też uczyła się szybko wszystkiego
— Dziewczyna jest posłuszna i pojętna — mówiła ciotka często do męża, — a jednak taka jakaś dziwna.
Dorotka nie była zresztą dziwną. Poprostu czuła się obco i niedobrze. Wprawdzie nikt na nią nie krzyczał, nikt nie wymagał od niej nic nadzwyczajnego, a jednak gdyby zapytać ją:
— Czy mogłabyś tu zostać nazawsze? — odpowiedziałaby natychmiast, bez wahania:
— Tu zostać? Za nic w świecie.
Ciotka nie była złą kobietą. Przeciwnie czuła dużo współczucia dla małej dziewczynki, która tak nagle straciła swego ojca. Mimo to Dorotka nie lubiła jej. Tak sumo zresztą jak ciotka nie miała w głębi duszy przekonania do Dorotki.
Ciotka była nieco oschłą i sztywną i to najbardziej oddalało od niej dziewczynkę, przyzwyczajoną do serdeczności swego otoczenia.
Ponadto istniał jeszcze jeden powód, który

130