Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/152

Ta strona została przepisana.

Widać jednak było odrazu, że jest beksą i niedorajdą. Nawet rodzeni bracia tak ją nazywali, więc Dorotka nie czuła w stosunku do niej najmniejszych skrupułów. Zresztą zdziwienie i przerażenie mogą czasem też zastąpić zabawę.
Gdy wreszcie chłopcy zmęczyli się sztuką chodzenia na rękach, Dorotka zaproponowała natychmiast:
— A może chcecie się zabawić w jakąś grę?
Teraz chłopcy nie sprzeciwiali się wcale.
— Ale w jaką?
Dorotka pomyślała chwilę.
— Czy chcecie się bawić w cyrk?
— W cyrk?
Chłopcy patrzyli niezdecydowanie na siebie. Lecz Dorotka spojrzała na nich z przekonywającą mocą.
— Możemy się pobawić w cyrk — zdecydował wreszcie Tomek, który był najbardziej przedsiębiorczym.
Niespodziewanie Marynia zgodziła się także.
— Owszem, cyrk to może być dobra zabawa — powiedziała — ojciec zabrał mnie raz do cyrku. I galopowała tam mała dziewczynka na koniu.
— Mała dziewczynka? — zainteresowała się nagle Dorotka.
— Tak, możesz mi wierzyć, jeżeli ci mówię.
— Jak wyglądała, jak była ubrana?
— Nosiła niebieską suknię.
— A jak się nazywała?

148