Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/154

Ta strona została przepisana.

ni stąd ni zowąd okazuje się woltyżerką z cyrku.
Opowiadanie trwało dość długo, gdy wreszcie Dorotka opowiedziała wszystko, gdy rozpłakała się, opowiadając o śmierci ojca, gdy została pocieszona przez Marynię, która przy tej okazji obiecała się z nią przyjaźnić do końca życia, gdy zapomniała o płaczu opowiadając o zabawnych sztuczkach klowna, wówczas dzieci zrozumiały, że mają do czynienia z osobą wręcz niezwykłą.
Przez chwilę patrzyły na nią w milczeniu pełnem uszanowania. Wreszcie, Tomek zaproponował nieśmiało:
— Więc może zabawimy się w taki cyrk? A pozostali dwaj chłopcy i Marynia powtórzyli zgodnie.
— Może zabawimy się w taki cyrk?
— Ach — westchnęła Dorotka — gdybym wam mogła pokazać na koniu wszystkie sztuki.
— A nie możesz?
— Nie mam konie.
— Macie przecież konie.
— Lecz wuj nie pozwala mi się do nich nawet zbliżać.
Nastąpiła chwila milczenia.
— My też mamy konie — powiedział po chwili Tomek.
— Jakie konie?
— Przyjechaliśmy przecież bryczką.
— Tak, Jan ich pewnie pilnuje.
— A może odszedł na chwilę?
— W każdym razie chodźmy zobaczyć.
Tak też uczyniono. Gdy po chwili okazało

150