Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/156

Ta strona została skorygowana.




ROZDZIAŁ XII.

Codziennie wieczorem, tak samo jak dawniej, rozżarzały się światła „Płomiennej obręczy”, codziennie tak samo publiczność klaskała, a Pawełek z uśmiechem kłaniał się wokoło.
Codziennie wieczorem, tak samo jak dawniej, wbiegał na arenę cyrku, chwytał za linę, trzymał się rozhuśtanego trapezu i skakał zręcznie w powietrzu.
Zdawaćby się mogło, że nic się nie zmieniło. A jednak za każdym razem, gdy rozpoczynał swój występ, Pawełek czuł, że wszystko jest zupełnie inne. Przedewszytkiem kto inny siadał obok niego na huśtawce. Nie była to już mała Dorotka, była to Mary, „tancerka na drucie“. I chociaż Mary była miłą i dobrą dziewczyną, to jednak za każdym razem, gdy siadała obok niego, odczuwał chłopiec głęboki żal i smutek.
Nie było Dorotki. Nie było dyrektora. Kto inny stawał na środku areny w lśniącym, wspaniałym cylindrze, kto inny trzaskał z bicza, kto inny rzucał głośno słowa komendy.
I Pawełkowi zdawało się, że wszystko się zmieniło, że światła palą się słabszym blaskiem, że nie tak świetnie wyglądają aktorzy, że mniej

152