Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/159

Ta strona została przepisana.

tak dobrym linoskoczkiem, jak był nim jego ojciec „Nieustraszony PoI”. Ta świadomość dodawała mu chęci do pracy, lubił po za tem nastrój cyrku, lubił wszystkich aktorów, lubił występujące zwierzęta, czuł się niejako związany z tem wszystkiem.
A teraz nastąpiła nagle zmiana. Nie było dyrektora, nie było Dorotki, która razem z nim uczyła się, bawiła i rozmawiała. Nie było także Klaudjusza, tego Klaudjusza, który powiedziawszy kiedyś:
— Pamiętaj, że mały jest pod moją opieką. — Nie zapomniał tego zdania nigdy.
Klaudiusz nie wrócił jeszcze i Pawełek czuł z tego powodu coraz większy niepokój. Powinien był przecież wrócić najpóźniej po tygodniu Tymczasem przeciągała się jego nieobecność i Pawełek niespokojny i zmartwiony czuł z każdym dniem większą tęsknotę za domem.
Tak, teraz, w chwili zmartwienia i smutku ujawniła się na nowo tęsknota, wystąpiła z większą siłą niż z początku, zaraz po wyjeździe z małego miasteczka. Pawełek tęsknił. Coraz częściej myślał o domu. Coraz częściej wspominał. Przymykał oczy i widział przed sobą:
— Oto małe, ciche miasteczko. Na dole płynie szeroką wstęgą rzeka. Wyżej Ścieśniły się domki. W małym domku matka szyje na maszynie, obok niej na podłodze Stefcia bawi się zapewne skrawkami materjału. W warsztacie znajduje się ojczym, pewnie tam coś hebluje, pociąga pokostem, piłuje. O czem też myśli

155