Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/161

Ta strona została przepisana.

o tem jak jej pomóc, jak ją stamtąd wydostać? A najgorsze było to, że wokoło nie podzielano wcale jego mniemania. Gdy któregoś dnia odezwał się do pani Klary z westchnieniem:
— Biedna nasza Dorotka, jak ona się tam musi martwić i smucić, — pani Klara odpowiedziała ze zdziwieniem:
— Biedna, co ty wygadujesz chłopaku! Naturalnie, że się martwi, bo przecież ojciec jej umarł sierocie. Ale co do losu to przecież dobrze jej się wiedzie.
A gdy zauważyła, że chłopiec patrzy na nią pytająco, dodała:
— U rodzonych wujostwa jest przecież. Słyszałam, że to zupełnie zamożni ludzie, a nawet pani, widziałam sama, to osoba z lepszą edukacją.
— Więc co — zapytał Pawełek — to już dlatego ma jej tam być dobrze?
— Mały jesteś to i głupi, wiadomo — odpowiedziała pani Klara pobłażliwie — naturalnie, że dobrze, los sobie poprawiła. Na panienkę ją wychowają, myślisz, że to tak przyjemnie całe życie w cyrku występować, starości biednej się doczekać?
Pani Klara najwidoczniej miała samą siebie na myśli, gdyż spojrzała z pewnym wyrzutem na kuchnię, jakby dodając w myśli, że i ona przez całe życie pracowała w cyrku, a teraz na starość zajmuje się gotowaniem.
— Ot głupi jesteś ale nic dziwnego — dodała znów po chwili dobrotliwie — nie znasz życia. To

157