Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/162

Ta strona została przepisana.

zamożni ludzie i żadnej krzywdy naszej Dorotce nie zrobią.
— Dorotka też nie była biedną — bąknął niepewnie Pawełek, gdyż argumenty pani Klary zmąciły mu zupełnie poprzednie przekonanie — sam słyszałem jak dyrektor mówił do Klaudjusza.
— To ja już tego nie wiem — powiedziała pani Klara — mówiono wprawdzie o nieboszczyku, że miał trochę grosza, ale chyba niewiele tego było. Już prędzej to Klaudiusz ma pieniądze!
— Klaudjusz? — zdziwił się Pawełek.
Pani Klara miała bardzo tajemniczą minę.
— Mówię ci, a jak mówię, to wiem. Ten to napewno dla fanaberji tylko występuje w cyrku.
— Ale dlaczego on nie wraca? — zapytał żałosnym głosem Pawełek.
— Wróci, pewnie wróci, nie po raz pierwszy przecież tak się z nim dzieje.
— A co do Dorotki to sam wiesz przecież, jak bardzo ją lubię. Miła była dziewczynka, wszyscy ją lubili. Ale jej tam lepiej, o wiele lepiej.
Po tej rozmowie Pawełek nie wiedział już wcale, kto ma słuszność. A może pani Klara mówiła prawdę, a może Dorotce było lepiej obecnie, może nie należało jej wcale zabierać? A jednak Pawełek czuł, że nie zupełnie jest tak, jak to mówiła pani Klara. Przecież sam dyrektor powiedział:
— Tam moja Dorotka nie będzie szczęśliwa.
Może jednak szczęście ludzkie nie zależało tylko od zamożności. Może jednak Dorotka

158