Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/165

Ta strona została przepisana.

— Bój się Boga Fredku, już wcale nie lubisz Dorotki.
— Bardzo lubię, dobra była dziewczyna.
— l zawsze chwaliła twoją grę na szklankach — dodał pospiesznie Pawełek, wiedząc jak bardzo Alfred jest wraźliwy na wszelkiego rodzaju pochwały. Nie zawiódł się też woale.
— Ja wiem, że Dorotka mnie lubiła i ja przecież bardzo ją lubię — zapewniał Alfred, — ale czy ja mogę co pomóc? Wszyscy mówią, że tak dla niej jest lepiej.
— Bo nikt nic nie wie. Poczekaj opowiem ci wszystko.
I Pawełek opowiedział Alferdowi raz jeszcze całą rozmowę dyrektora z Klaudjuszem, którą słyszał wtedy w nocy.
— Wiem, wiem, ale przecież sam mówisz, że niedługo przyjedzie Klaudjusz, to wtedy on napisze do tych państwa, u których jest Dorotka i oni ją odeślą.
— Widzisz — tłumaczył Pawełek — dostałem od Dorotki list i mnie się zdaje, że ona jest bardzo nieszczęśliwa.
Obaj chłopcy zabrali się do dokładnego studjowania listu.
— Tak, dobrze jej tam pewnie nie jest, — zgodził się Alfred po chwili.
— A widzisz. A ja obiecałem, że jej nie opuszczę.
— Ale co ty tam pomożesz?
— Pomogę.
— Nic nie zrobisz. Pomyśl sam. Przyjedziesz

161