Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/166

Ta strona została przepisana.

i co? Wejdziesz do środka, powiedzą: nie mieszaj się do nie swoich spraw smarkaczu! I co im zrobisz? Nic! Myślisz, że ci dadzą dziewczynę, że ci uwierzą. Tu musi ktoś starszy po nią pojechać.
— Ja wcale nie wejdę do środka — zapewnił Pawełek — ja już to sobie dawno obmyśliłem.
— Tylko jak?
— Wieczorem przejdę koło domu będę gwizdał naszą melodję.
— Jaką melodję?
— No tę z „Płomiennej obręczy” — i Pawełek zagwizdał motyw.
— To myślisz, że Dorotka cię pozna?
— Naturalnie, myśmy się nawet tak umówili. Wtedy ona już jakoś da mi znak i się ze mną umówi. Zobaczymy się i powiem jej wszystko. Jeżeli będzie jej tam bardzo źle, to uciekniemy razem, a jak nie bardzo, to jej tylko powiem wszystko, aby wiedziała nie martwiła się. Rozumiesz?
— Rozumieć, to rozumiem, — odrzekł Alfred, — ale nie wiem czy to takie mądre jak ci się zdaje. Poczekaj lepiej, tyle czasu tam jest, to będzie jeszcze trochę, przyjedzie Klaudjusz, i już sobie sam da radę.
— Nie, ja już tak postanowiłem.
Pawełek nie mówił najważniejszego, nie mówił, że właśnie on chce wyratować, wydostać Dorotkę, że nie chce wcale czekać na pomoc Klaudiusza. Naturalnie ułatwiłoby to bardzo sytuację, ale wtedy Dorotka nie wiedziałaby wcale,

162