Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/183

Ta strona została przepisana.

stawienia, odświeżono cyrk i wystąpiono z wspaniałą premierą.
I oto Pawełek i Dorotka galopowali razem na białym koniu.
— Czy zauważyłaś jaką Klaudjusz ma dzisiaj tajemniczą minę? — zapytał chłopiec, gdy żegnani oklaskami wyjeżdżali z areny, między szpalerem pięknie ubranych masztelarzy.
— Tak, uśmiecha się ciągle, zupełnie jakgdyby chciał coś ważnego powiedzieć.
— Może szykuje jaką niespodziankę?
— Ale jaką?
Gdy jednak po chwili wbiegł Pawełek do garderoby Klaudjusza, zrozumiał jaką to niespodziankę miała Dorotka na myśli.
Bo, gdy wszedł do pokoju, czyjeś ramiona uniosły go nagle w górę i Pawełek usłyszał znany głos, który wołał ze wzruszeniem i z podziwem:
— Święty Boże! jakże ten chłopak strasznie wyrósł!
Był to ojczym we własnej osobie. A tuż obok niego stali matka i Piotruś.
Przez długą chwilę nie wiedział Pawełek co się z nim dzieje. Wiedział tylko, że przechodzi z objęć matki w objęcia ojczyma i z powrotem, a po drodze całuje Piotrusia.
— Co się stało? — zapytał wreszcie, skądżeście się wzięli?
Wtedy stolarz uśmiechnął się wielce tajemniczo.
— Ach, to długa historja — powiedział wreszcie.

179