Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/184

Ta strona została przepisana.

A gdy wszedł Klaudjusz z Dorotką, wyjaśniło się wszystko. Już od tygodnia wiedziała Dorotka, że rodzice Pawełka przeniosą się na stałe do miasta, że zamieszkają razem. Tutaj miał stolarz otworzyć sobie swój warsztat, a matka pracownię kostjumów dla cyrku.
— Dzieciom potrzebna jest prawdziwa opieka — powiedział Klaudiusz.
Tak, wszystko to stało się dzięki niemu i jak się okazało miał on jeszcze piękne plany na przyszłość. Mówił coś o tem, że Dorotka będzie się kształcić w szkole tańca, mówił o przyszłości Pawełka.
— Porozmawiamy o tem jeszcze kiedy indziej — powiedział.
— Gdzie Stefcia? — zapytał nagle Pawełek.
— Stefcia już śpi w twoim pokoju — odpowiedziała matka z uśmiechem.
Wszyscy uśmlechali się tego wieczoru i tylko Dorotka posmutniała nagle, ho widok rodziców Pawełka przypomniał jej o tem, że jej ojciec nie żyje. Siedziała więc cicho i jakgdyby nagle sama, w tej gromadce szczęśliwych i radosnych ludzi.
Lecz nagle ręce stolarza, tak samo jak przedtem Pawełka, podniosły teraz dziewczynkę w górę.
— Miałem troje dzieci — powiedział wesoło — a teraz dostałem czwarte i to nie byle jakie.
Postawił ją na podłodze i patrzył na nią z podziwem.

180