Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/19

Ta strona została przepisana.




ROZDZIAŁ II.

Gdy na arenę cyrku wjechała mała Dolly, wszyscy jednocześnie zaczęli klaskać w ręce. Klaskano dłużej, niż aktorom występującym poprzednio. Wprawdzie tresura koni, którą popisywał się dyrektor przed chwilą, cieszyła się ogromnem powodzeniem, wprawdzie żarty dwóch klownów wywoływały wybuchy śmiechu, mimo to oklaski nie były przed chwilą tak mocne i radosne jak obecnie.
Mala Dolly wyglądała zupełnie tak samo jak na afiszach, które porozwieszano w całem miasteczku i które powiewały przy wejściu do cyrku. Afisz wyobrażał małą Dolly w chwili, gdy stała śmiało na grzbiecie dużego, białego konia. Jedną nogę miała podniesioną ku górze i, patrząc na afisz, czuło się dokładnie, że za chwilę dziewczynka podskoczy i zmieni swą pozycję.
Teraz, okrążając arenę, pochylając jasną główkę w ukłonie, Dolly stała tak samo w triumfującej pozie, by już po chwili nagłym ruchem usiąść, zeskoczyć, wskoczyć, pędzić galopem i znów jechać spokojnie, cichym stępem.
Mała Dolly „najzręczniejsza woltyżerka świata”, jak głosiły afisze, była istotnie uroczem dzieckiem.

15