Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/23

Ta strona została przepisana.

— Nie wiem — od powiedział Pawełek niepewnie. — Nie wiem, chyba niema.
— Cóż to za cyrk bez dzikich zwierząt? — powiedziała z lekceważeniem matka.
Pawełek poczuł się tak obrażony, jakgdyby cyrk stanowił jego niepodzielną własność.
— Przecież to wędrowny cyrk — tłumaczył. — Nie wszystkie cyrki mają dzikie zwierzęta.
— Co ty tem wiesz — przecięła matka rozmowę.
— A widziała mama afisz, jaki ładny-próbował Pawełek powrócić do tego samego tematu.
W tej samej chwili wszedł do mieszkania ojczym. On również był przejęty nowem wydarzeniem.
— Pawełek, widziałeś, jaki do nas cyrk przyjechał?
Chłopiec zadowolony, że znalazł w nim sprzymierzeńca, zwrócił się w jego stronę.
— A jakże, ta mała Dolly naprawdę nazywała się Dorotka.
— W cyrku jest tak zawsze — powiedziała matka — zawsze im imiona zmieniają.
— To jak jabym się nazywał? — zapytał clekawie chłopiec.
— Przecież nie jesteś w cyrku.
Ojczym roześmiał się dobrodusznie.
— A wiesz, Anusiu, że onby się do cyrku nadał. Skakać to przecież umie, aż pod niebo podskoczy.
— Tak, tak, przewracaj chłopcu w głowie.
Stolarz się zmieszał.

19