Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/32

Ta strona została przepisana.

Potem znowu milczał. Rozglądał się wokoło. Była już późna godzina i zwykle mieszkańcy miasteczka spali o tej porze głębokim snem.
Teraz wracali wszyscy rozbawieni, roześmiani, nie myśląc wcale o śnie i spoczynku
Zupełnie, jakgdyby inni ludzie — pomyślał chłopiec.
Znowu wyobraził sobie, że od chwili przyjazdu cyrku zmieniło się wszystko. Jaskrawe afisze zmieniły ludzi, zmusiły powolnych mieszkańców miasteczka do wzięcia udziału w zabawie, do wesela i śmiechu o późnej godzinie nocy.
— Mama już pewnie śpi — powiedział ojczym.
Lecz matka nie spała. I gdy przyszli, zaczęli jej opowiadać wszystko od początku. Wydawać się mogło, że czekała na nich, aby usłyszeć, jak się bawili.
Opowiadał więc ojczym o tresowanych koniach, które mu się najbardziej podobały, opowiadał Piotruś o zabawnych klownach, razem wspominali małą woltyżerkę Dolly.
— A ty, Pawełku, dlaczego nic nie mówisz? — zdziwił się stolarz.
Matka również spojrzała na Pawełka badawczo.
— Co to, niezdrów jesteś?
— Nie — odpowiedział Pawełek powoli. — Zdrów jestem. Tylko spać mi się chce.
Wcale mu się zresztą spać nie chciało i sam nie wiedział, dlaczego tak powiedział. Nie wiedział również, dlaczego nic nie mówił. Wydawało

28