Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/36

Ta strona została przepisana.

— Teraz skoczę — pomyślał.
— Będę na ciebie patrzyła — powiedziała Dollv.
I wtedy Pawełek skoczył.
Skoczył odrazu bez lęku i onieśmielenia, wiedząc, że skoczy dobrze.
Słyszał jeszcze przez sen bicie oklasków i obudził się.
Rozejrzał się, szukając w pierwszej chwili trapezu, na którym powinien był się znajdować i małej Dolly, patrzącej nań z góry.
Lecz cyrku już nie było. Obok niego stała matka i trzęsła go za ramię.
— Pawełku, co ci, chory jesteś, dobudzić cię dziś nie mogę.
Paweł budził się powoli. Uśmiechnął się:
— Śniło mi się, że jestem w cyrku.
— Krzyczałeś przez sen — powiedziała matka.
Pawełek chciał jej opowiedzieć swój sen, lecz właśnie przyszedł ktoś do kuchni, a potem było już zbyt późno na rozmowy. Paweł musiał już iść do szkoły.
Poszedł, gdy jednak znalazł się już przy budynku szkolnym, zawrócił nagle. Bezwiednie niemal, skierował się w stronę placu, na którym, przystanęły wozy cyrkowe. Przez chwilę zatrzymał się w niezdecydowaniu i już zamierzał odejść, napatrzywszy się dosyta na kręcących się ludzi, w obawie, że go może wyrzucą, gdy spostrzegł małą dziewczynkę, siedzącą na stopniach jednego z wozów.

32