Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/39

Ta strona została przepisana.

— Z jakim cyrkiem, z nami?
— A chociażby.
— Przecież ty nic nie umiesz.
— A jakże!
— Umiesz co?
— Naturalnie, że umiem. Do szkoły chodzę, ojczymowi pomagam.
— To może umiesz tamte rzeczy, ale nie umiesz tego, co się robi w cyrku.
— Skakać niby, kozły fikać, na rękach chodzić?
— No tak.
— A właśnie umiem.
I Pawełek, nie czekając dłużej ani chwili, pałając chęcią pokazania dziewczynce, że on także mógłby występować, machnął natychmiast kozła wtył, potem w mgnieniu oka wdrapał się na dach wozu i stamtąd zeskoczył na ziemię.
— Jak myślisz, umiem, czy nie?
Popisy te nie uczyniły wprawdzie na małej Dorotce piorunującego wrażenia, tem niemniej zwróciły na chłopca uwagę kilku cyrkowców.
— Zręczny chłopak — zawołał jeden.
— Oddech ma dobry, nawet się nie zadyszał — powiedział drugi.
W tej samej chwili z wozu wyszedł jakiś mężczyzna, którego Dorotka pociągnęła za rękę.
— Klaudiuszu, ten chłopiec chciałby z nami pojechać.
Mężczyzna roześmiał się.
— A coś ty za jeden?
Pawełek przedstawił się znowu.

35