Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/40

Ta strona została przepisana.

— A co ty umiesz?
— Ja, ja nic jeszcze porządnego nie umiem, ale mógłbym się nauczyć.
— Bo widzisz — powiedziała Dorotka, — mój ojciec, to jest dyrektor, szuka nawet małego chłopca.
— Musiałbym go zobaczyć na trapezie — powiedział jeden z linoskoczków, — tak to przecież nic niewiadomo.
— To może zawołać dyrektora? powiedział drugi.
Lecz właśnie dyrektor zjawił się bez wołania. Nie nosił wprawdzie cylindra, jak poprzedniego dnia na przedstawieniu, nie trzymał również w ręku wielkiego bata, tem niemniej wydawał się Pawełkowi osobistością groźną i wspaniałą.
— Co tu robi ten mały? — zapytał.
Pawełek chciał coś odpowiedzieć, lecz uprzedziła go Dorotka. Jak się okazało, nie obawiała się wcale groźnego dyrektora. Mówiła zupełnie śmiało i swobodnie.
— Tatusiu! Ten chłopak może do nas wstąpić.
Dyrektor spojrzał na Pawełka.
— Rodziców masz?
— Mam.
— Zgadzają się, abyś w cyrku pracował?
Wtedy dopiero przypomniał sobie Pawełek, że rodzice nic jeszcze nie wiedzą o jego projektach.
— Ja nie wiem, jeszcze nie mówiłem.
— E, chłopak zawraca głowę — zadecydował dyrektor i poszedł dalej.

36