Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/57

Ta strona została przepisana.

— Przecież ci mówiłem. Ojciec też, ale drugi, ojczym. Mąż mojej matki.
— A prawda, pamiętam, mówiłeś, że cię dwoma nazwiskami wołają.
— A widzisz.
I Pawełek powiedział Dorotce całą historię swojej matki, swego ojca swoją własną.
— Więc teraz nie wiem sam co zrobić? — zakończył.
— A matka co mówi?
— Matka się zgadza.
— Oj, to jedź z nami, Pawełku, u nas nikt cię bić nie będzie. Mój tatuś nie bije nikogo, nawet jak się bardzo rozłości, a jak w cyrku dyrektor sam nie bije, to już i inni się nie odważą. Jeden Tom jest czasem niedobry, ale reszta to sami porządni ludzie.
— Ja, tobym pojechał.
— To jedź.
Stali już przed domem, w którym Pawełek mieszkał i chłopiec zamierzał pożegnać się ze swoją przyjaciółką.
— To ja już pójdę — powiedziała Dorotka.
Lecz w tej samej chwili wyszedł przed dom stolarz.
— To jest mała Dolly — powiedział Pawełek, zatrzymując ojczyma.
Stolarz, chociaż był rozgniewany poprzednią rozmową, zatrzymał się.
— To taka jesteś mała, taka okruszynka, — powiedział ze zdziwieniem, — a takie harce na koniu wyprawiasz?

53