lazł się wewnątrz wozu. Był to ów mały, zniszczony kuferek, którego dawniej nie wolno było nikomu otwierać, a który teraz stał się własnością Pawełka.
— A kiedy wrócisz, Pawełku? — zapytał Piotruś.
— Za rok.
Tak było postanowione. Po roku miał chłopiec odwiedzić rodziców, o ile wcześniej cyrk nie będzie występował w tych stronach.
Potem nastąpiły pożegnania. Matka ucałowała go kilkakrotnie, chociaż chłopiec wstydził się trochę czułego pożegnania i patrzył z pod oka czy dorośli towarzysze nie śmieją się z niego. Nikt się jednak nie śmiał i Pawełek z ramion matki powędrował w ramiona ojczyma, który ucałował go mocno w oba policzki.
— A pamiętaj, chłopcze — rozpoczął, nie dokończył jednak i tylko machnął ręką.
Bardzo był niezadowolony z wyjazdu chłopca, pomimo że załatwił wszystko co było trzeba.
Piotrusia uściskał Pawełek w ostatniej chwili. Potem szybko wskoczył na siedzenie obok woźnicy.
Spoglądał z góry, jak Dorotka żegna się z jego rodzicami. Potem wóz ruszył. Rodzice stali chwilę w tem samem miejscu nieruchomo. Pawełek oglądał się w ich stronę. Poprzez okno wysunęła się nagle głowa Dorotki i dziewczynka zawołała cienkim, donośnym głosem:
— Już ja go będę pilnować, proszę pani, tego Pawełka. Napewno!
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/63
Ta strona została przepisana.
59