Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/76

Ta strona została przepisana.

ludzi, którzy przybyli, by za cenę kupionego biletu doznać jak największej ilości wrażeń.
— Prędzej — usłyszał cichy, nakazujący szept dyrektora, gdy zatrzymał się na chwilę przed wejściem.
Wtedy Pawełek, przyzwyczajony do posłuszeństwa, wbiegł, tak jak to było ułożone, na arenę i, stojąc na środku, kłaniał się przed publicznością na wszystkie strony.
Wiedział, że kłania się szeregom siedzących i stojących ludzi, nie umiał jednak odróżnić twarzy. Wszyscy skupili się razem w jedną, czarną masę.
Pawełek, nie patrząc, uśmiechając się, tak jak mu to było podczas prób polecone, pobiegł ku trapezowi i wykonał na nim kilka świeżo nauczonych ćwiczeń.
Trwoga mijała stopniowo. Teraz zajęty był całkowicie myślą o jak najdokładniejszym przerobieniu numeru i przestał zwracać uwagę na patrzących.
Dzięki temu jego ruchy odzyskały wdzięk swobody i pewności siebie. Ody skończył, usłyszał oklaski, zeskoczył i znowu, stojąc w środku areny, kłaniał się na wszystkie strony.
Potem wybiegł szybko.
— Bardzo dobrze — powiedziała Dorotka, gdy spojrzał na nią pytająco.
— No, wcale nieźle, — oświadczył dyrektor, uśmiechając się do chłopca. Od jutra Tom ci pokaże nowy numer.
Takich występów miał Pawełek kilka po,

72