drodze i stopniowo przyzwyczajał się do nich coraz bhardziej.
Potem przyjechali do wielkiego miasta.
Wielkie domy zdawały się tam sięgać nieba. Nie wchodziło się do mieszkań zwyczajnie po schodach, które często były marmurowe i pokryte czerwonym dywanem. Nie, nie wchodziło się po nich zwyczajnie. Poprostu wstępowano do maleńkiego pokoiku, który nazywał się dźwigiem albo windą i za naciśnięciem guzika ów pokoik podnosił się sam w górę i przystawał na właściwem piętrze.
Mimowoli przypominał sobie Pawełek wciąż ową bajkę o czarodziejskim stoliczku, który po wypowiedzeniu słów:
— Stoliczku, nakryj się... — nakrywał się sam, a co ważniejsze znajdowały się na nim wówczas smaczne potrawy.
Tu w wielkiem mieście wszystko przypominało czarodziejski stoliczek. Wystarczyło czegoś zapragnąć, nacisnąć odpowiedni guzik, a reszta robiła się sama. Do drzwi nie trzeba było stukać długą chwilę, pociągać wiele razy za rączkę od grzmiącego, blaszanego dzwonka, lub poruszać klamką.
Wystarczało zupełnie nacisnąć mały, płaski guziczek, umieszczony w ścianie przy drzwiach, a jasny, przenikliwy dźwięk zawiadamiał natychmiast mieszkańców o tem, że należy otworzyć.
Wystarczało także przekręcenie innego guzika, takiego ot sobie prztyczka, wystającego rów-
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/78
Ta strona została skorygowana.
74