Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/83

Ta strona została przepisana.

był to umówiony uśmieszek, który obowiązkowo musi towarzyszyć występowi aktora.
Uśmiech Klaudjusza był szczery, wesoły, rozbrajający. Klaudiusz uśmiechał się do wszystkich, do całego świata.
I jego radosny uśmiech udzielał się wszystkim tym, którzy z nim razem przebywali. Patrząc na Klaudjusza, wierzyło się mimowoli, że wszystko na świecie jest do zdobycia, że trzeba tylko tak jak on radośnie się uśmiechnąć i odważnie stanąć do walki z życiem.
Klaudjusza lubili wszyscy. Lubili go koledzy, lubiła go ogromnie publiczność.
Jakże chętnie patrzono na jego sztuki! Nigdy nie śmiano się tak serdecznie jak wówczas, gdy Klaudjusz z rozmyślnie zdziwioną miną spoglądał w głąb swego cylindra i cieszył się wraz z publicznością, wyciągając z niego coraz to inne, zawsze niespodziewane przedmioty.
A jaki był niezrównanie zręczny, jak wspaniale migały w jego rękach błyszczące kule podrzucane w górę, jak wirowały wokoło niego w powietrzu, wpadając zawsze w odpowiedniej chwili w jego ręce.
Tak, Klaudjusz był świetnym sztukmistrzem i to uznawali wszyscy. Był także niezrównanym kolegą, Dobry, uczynny, towarzyski zdawał się łączyć w sobie wszystkie bez wyjątku zalety.
To też każdy starał się zdobyć jego przyjaźń. To jednak nie było wcale takie łatwe, jakby się mogło napozór wydawać. Klaudjusz chętnie wysłuchiwał cudzych zwierzeń, chętnie szedł

79