Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/84

Ta strona została przepisana.

z tym lub z tamtym kolegą na szklaneczkę piwa, każdemu w potrzebie pożyczył trochę pieniędzy. Naprawdę jednak nikt się przyjaźnią jego poszczycić nie mógł.
Od czasu do czasu przebąkiwano, że właściwie życie Klaudjusza nie jest wcale takie proste, jakby to się mogło zdawać, że dziwne zrządzenia losu doprowadziły go do wozu cyrkowego. Mówiono o tem także, że Klaudiusz był wykształcony ponad miarę zwykłgo cyrkowca i że gdyby tylko zechciał, mógłby zajmować bardziej odpowiednie dla siebie stanowisko w świecie. Ile było prawdy w tych przypuszczeniach — trudno było odgadnąć.
Faktem jednak oczywistym było, że Klaudjusz czuł się doskonale w cyrku i nie zamierzał go wcale opuścić. Faktem także było, że nikt nie wiedział nic o jego przeszłości. Sztukmistrz słuchał chętnie opowiadań o cudzem życiu, sam jednak nie zwierzał się nigdy nikomu. Gdy kiedyś zaciekawiony Alfred spróbował zapytać go wprost:
— Powiedz no, Klaudiuszu, co to o tobie takiego gadają?
Klaudjusz nie zapytał nawet o szczegóły tego gadania, tylko odpowiedział obojętnie:
— Mało co ludzie gadają. Ot, nie mają co innego do roboty, to sobie wynajdują zajęcie.
Alfred nie ustępował jednak tak łatwo.
— Bo mówią, że ty byłeś kiedyś wielkim panem.
— A co, nie wierzysz w to? — zapytał drwiąco

80