Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/87

Ta strona została przepisana.

skonałym humorze, uśmiechał się do wszystkich, był wesoły i towarzyski.
Wtedy Dorotka nie siedziała już obok niego w milczeniu. Dorotka podskakiwała wysoko ku górze, usiłując dosięgnąć jego podniesionej ręki, w której trzymał przywieziony prezent.
Tak, wszyscy przyznawali, że Klaudiusz jest nieco dziwny, każdy jednak bez wyjątku lubił go i było nim jak najlepszego zdania.
Gdy wieczorem Paweł i Dorotka układali się do snu, a starszych nie było jeszcze w domu, nie wrócili z cyrku (dzieci bowiem występowały w końcu pierwszej części i mogły wracać wcześniej do domu), wówczas Dorotka pytała często Pawełka:
— Pawełku...
— Co, Dorotko?
— Śpisz?.
— Jeszcze nie...
— Jak ty myślisz, Pawełku, czy Klaudiusz jest naprawdę przebranym księciem?
— Czy ja wiem — zastanawiał się Pawełek, — właściwie wszystko jest możliwe.
— Tak myślisz?
— A tak...
— Więc myślisz, że naprawdę Klaudjusz nie jest takim sobie zwykłym cyrkowcem jak my wszyscy?
— Rozmaicie bywa — odpowiadał poważnie Pawełek. — Sam czytałem taką książkę, że małego chłopca oddano do cyrku, aby go rodzina nie mogła odnaleźć.
— A dlaczego?

83