Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/90

Ta strona została przepisana.

wszystkiem — powiedział mu przy wyjeździe dyrektor i Pawełek pamiętał dobrze te słowa. Zresztą w cyrku słuchali wszyscy. Więc Pawełek również słuchał tego co mu kazano i posłusznie odbywał codzień swoją lekcję z Tomem, pomimo że nie należało to wcale do przyjemności.
Nietylko bowiem same ćwiczenia były trudne, lecz także Tom był niezmiernie niecierpliwym nauczycielem i łatwo złościł się o byle co.
Wprawdzie Pawełek okazał się nad wyraz zręcznym i z łatwością pokonywał wszelkie trudności, mimo to trudno było Tomowi dogodzić.
— Oj, nie tak, niezdaro — wołał z gniewem. Niekiedy zaś, gdy Pawełek nie umiał odrazu wykonać pokazanego ruchu, Tom krzyczał, a raz nawet uderzył z całej siły Pawełka.
— Niedołęga, tchórz.
— Ja nie jestem tchórzem — zawołał chłopiec — i bić się nie pozwolę.
— Co, ty mały smarkaczu, jeszcze masz tu coś do gadania!
I Tom zamierzał właśnie po raz drugi uderzyć Pawełka trzymaną w ręku szpicrutą, gdy na arenie zjawił się Klaudjusz.
— Co chcesz od małego — zawołał, jak zwykle wesołym głosem.
— Rady sobie z nim dać nie mogę.
— Zawsze mówiłem, że mały jest do niczego — zawołał Klaudjusz swoim nieco drżącym głosem.
Tom spojrzał na niego uważnie, nie wiedząc, czy mówi poważnie, czy kpi z niego.

86