Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/96

Ta strona została przepisana.

I Pawełek zagwizdał motyw muzyczny, grany zawsze podczas ich występu.
— Pamiętaj, jak usłyszysz, że gwiżdżę, to nic się już nie bój. Bo może nie będę mógł się odrazu ukazać, ale to znaczy, że jestem już w pobliżu i że cię pilnuję.
Dorotka rozczuliła się.
— Ja wiedziałam, Pawełku, że ty mnie nie opuścisz.
— Albo się tobą opiekuję, albo nie.
— To ja się tobą opiekuję — zawołała dziewczynka, — przecież przyrzekłam nawet twojej mamie.
Wyraz twarzy Pawełka wydał jej się nieco lekceważący, bo zawołała z oburzeniem:
— A co, może się tobą nie opiekuję?
— Czy taka mała dziewczynka jak ty może się opiekować — wyraził swe wątpliwości Pawełek — i jeszcze kim, zawsze chłopcem jestem i prawie zupełnie dorosłym.
— A jakże dorosłym! Nawet Alfred nie chce z tobą gadać!
— E, co ty tam wiesz.
— No patrzcie państwo, to ty taki, to mówisz, że się tobą nie opiekuję. A kto ci bieliznę daje do prania, a kto ci zacerował wczoraj skarpetkę, może nie ja, no powiedz, może nie ja?
— Ty — przyznał nieco zawstydzony tak oczywistemi dowodami Pawełek, — ale ja nie to miałem na myśli.
— A co miałeś na myśli, mów prędko? — A to. że w razie jakiegoś niebezpieczeń-

92