Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/97

Ta strona została przepisana.

stwa, na coby się zdała taka dziewczyńska opieka. Rozumie się, że pranie i cerowanie to kobieca rzecz, ale jakby do czego doszło, to co dziewczyna potrafi? Płakać i zawodzić i nic więcej.
— O, wiesz — oburzyła się Dorotka, — a czy to ja jestem taka, jak wszystkie dziewczyny? Czy to inne dziewczyny umieją tak jeździć konno, takie sztuki wyprawiać? A czy ja się kiedy przy tem boję? No powiedz sam, Pawełku, a jak się zmęczę podczas nauki, to czy kiedy płaczę, powiedz sam?
Tak, tu Pawełek musiał znowu przyznać słuszność Dorotce. Nie była przecież taka jak wszystkie inne dziewczyny. Umiała jeździć konno i rzeczywiście nie bała się niczego. Wszyscy w cyrku wiedzieli, że mała Dorotka da sobie ze wszystkiem radę i chociaż wygląda na koniu jak mały aniołeczek, to prędka jest i dzielna i odważna, jakby była nie dziewczynką, a chłopakiem.
Lecz Pawełek nie chciał ustąpić odrazu.
— To powiedz, cobyś zrobiła, gdyby naprzykład porwali mnie źli ludzie?
— Ciebie, poco?
— Nie wiem, ale np. okazuje się, że mój ojciec, ten prawdziwy, Pol, zostawił mi ogromny majątek i o tem się dowiedział jakiś daleki krewny, więc pragnie mnie usunąć.
— Poco?
— Jakto poco? Poto, aby zamiast mnie — odehrać pieniądze.

93