— Powozem, to przecież mogłaś kazać podnieść budę i nie zmokłabyś tak strasznie.
— Ja przyszłam pieszo — wyznała Karolinka.
— Pieszo, podczas takiej pogody?
— Karolinko, oszalałaś!
— Dlaczego?
— Pocoś to zrobiła?
— Dajcie mi dojść do słowa — rozgniewała się Karolinka. Pokłóciłam się z panną Anną.
— I uciekłaś?
Dziewczynka skinęła potakująco głową.
— Panna Anna nie chciała mnie wypuścić.
— Dlaczego?
— Mówiła, że mogę jeden dzień posiedzieć w domu, zwłaszcza, że taki deszcz pada.
— Coprawda to myślałam, że nie wybierzesz się do nas, — powiedziała Janka.
— Więc przyznajesz rację pannie Annie?
— No… nie — odpowiedziała Janka niepewnie.
— Może zresztą miała słuszność — powiedziała Karolinka — i gdyby mi to grzecznie powiedziała, to napewnobym została z Jasiem w domu, lecz panna Anna zdecydowała zgóry i zanim jeszcze cokolwiek powiedziałam. Oświadczyła mi odrazu:
— A nie waż się dziś wyjść z domu, bo taka
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.