— Wiecie — przerwał ciszę Ludwik — podobno sprowadzili się do pałacu Czarnockich, może tam są jakie dzieci, z któremi można się zaprzyjaźnić.
— Łatwo szafujesz przyjaźnią — zawołał Antoś wesoło.
— Tak tylko powiedziałem, miałem na myśli słowo poznać — tłomaczył się Ludwik.
— Nie wiem czy będzie tam ktoś godny poznawania się — rzuciła pogardliwie Janka.
— Dlaczego tak myślisz, tyle razy żałowałaś, że niema w okolicy żadnej dziewczyny, jakgdyby ci źle było z nami, a teraz, gdy zdarza się okazja…
— A skąd wiesz, że tam jest dziewczynka?
— Słyszałem, wiem zresztą, że p. Czarnocki ma córkę.
— Może ma trzy lata.
— Nie, zdaje mi się, że jest w naszym wieku.
— Cóż z tego? Napewno jest to jakaś wystrojona panna pałacowa. Pewnie nosi wykrochmalone, białe sukienki i kolorowe szarfy. Nie znoszę takich lalek.
Janka spojrzała na swoją skromną, perkalikową suknię, która znajdowała się w pobliżu, rozwieszona na krzaku, gdyż przed przebraniem się w kąpielowy kostjum, Janka zamoczyła ją nieostrożnie
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.