— Dlaczego? Przecież nasz statut przewiduje możliwość sztucznie utworzonych przygód.
— Tak, ale od dnia powstania Klubu, nie mieliśmy jeszcze ani jednego zebrania tutaj. Poprostu nikt z was nie był u mnie. Kiedy więc mógł napisać karteczkę?
— To prawda, — mruknęła Janka.
Lecz teraz uśmiechnął się niedowierzająco Ludwik.
— To prawda, myśmy nie mogli tego napisać. Ale, ty, Karolinko, byłaś przecież przez cały czas w domu.
Karolinka zaczerwieniła się.
— Myślicie, że to ja sama wymyśliłam?
— Tak, aby trochę urozmaicić nasze rozrywki, zresztą przewidzieliśmy taką ewentualność.
— Nie, ja tego nie pisałam, — zapewniła Karolinka.
Widząc zaś niedowierzanie, dodała:
— Możemy tem się więcej nie zajmować, jeżeli nie chcecie, daję wam jednak słowo honoru, że znalazłam dziś tę zapisaną kartkę w tej książce.
— Ja też tego nie pisałem, — oświadczył Jaś poważnie, chociaż nikt go o napisanie nie podejrzewał.
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/147
Ta strona została uwierzytelniona.