Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

Jaś spojrzał z takim zdziwieniem jakby powiedziała niesłychane głupstwo.
— Nie wiesz? Będę szukał skarbu. Muszę go przecież znaleźć, muszę, rozumiesz, Karolinko, muszę.
— Wiesz, Jasiu, że na suficie w gabinecie narysowane są trzy kółka.
— Wiem, ale to nie są takie kółka — powiedział Jaś z pewnością w głosie — może nawet narysowano je naumyślnie, aby zmylić ślad.
Karolinka roześmiała się nagle.
— Ach, Boże, jaka ja jestem głupia, przecież sufit malowano zeszłego roku, a malarz napewno nie wiedział nic o trzech kółkach.
— Ale może nasladował dawny szlak.
— Nie, to nie są te kółka — powtórzył Jaś, potem z młotkiem w ręku zbliżył się do ściany.
— Więc, chodź, Karolinko.
Po chwili siedziały obie na bryczce i Karolinka powoziła.
— Pamiętasz, Janko, ten dzień, gdy was poznałam, o, to było w tem miejscu, — mówiła przejezdzając obok rzeki.
Janka roześmiała się.
— Tak, byłam przekonana, że jesteś chłopakiem.