— Zresztą płynie wyraźnie do brzegu.
Chłopiec w łódce kiwnął kilka razy ręką, najwidoczniej w ich stronę.
— To do nas — powiedział Ludwik, a Antoś, najbardziej towarzyski z całej trójki, pospiesznie odpowiedział takimiż sygnałami.
Łódka znajdowała się blizko brzegu. Widać już było dokładnie szczupłą postać chłopca w wyrosniętem marynarskim ubraniu i jego zabłocone, bose nogi.
— Słuchajcie — zawołał chłopiec cienkim głosem — czy chcie zapoznać się ze mną, bo mi się strasznie nudzi? Jeżeli nie, to jadę z powrotem, a jeżeli tak, to dobijam do brzegu.
— Dobijaj do brzegu — zawołał Antoś pospieśznie, jakby w obawie, że Janka i Ludwika mogą być innego zdania.
Lecz oni również chcieli poznać obcego chłopca. Janka zmieniła swą niedbałą pozę, a Ludwik oparł głowę na rękach, patrząc z zainteresowaniem na łódkę i jej właściciela.
Łódka zatrzymała się. Chłopiec wyskoczył zręcznie. Pies wyskoczył również i z radosnem szczekaniem biegł naprzód.
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.