Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przedewszystkiem nic nie mówiłem, bo tyś sama zauważyła, że nie byliśmy w pałacu od chwili założenia Klubu, a poza tem napisałem tę kartkę przed pomysłem Klubu.
— Nie wierzę ci. Pocoś to zrobił?
— Możesz mi nie wierzyć. A jednak tak było. Poprostu siedziałem sam w bibljotece. Tyś uspokajała Jasia, który się awanturował z panną Anną, bo mu nie chciała dać roweru. Przeglądałem książki na półkach, ale odłożyłem je prędko, bo takie były zakurzone. Jedną zostawiłem na stole. Potem, ponieważ nudziło mi się czekać, zaczęłem czytać tę książkę właśnie, którą trzymasz w ręku, miałem ją ze sobą. Zupełnie odruchowo napisałem na karteczce, która wypadła z książki, widocznie się oderwała, cały ten wzór. Nie myślałem wtedy o niczem. Potem…
— A dlaczego miałeś zmieniony charakter pisma? — pytała Karolinka surowa i nieubłagana jak inkwizytor.
— Bo miałem skaleczony drugi palec i pisałem trzecim, zresztą zdziwiłem się nawet, że ani Janka, ani Ludwik nie poznali mego charakteru pisma.
— Pewnie byli z tobą w spółce.