Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

której wydawało się, że posiada prawdziwych przyjaciół, a ci przyjaciele opuścili ją nagle i skrzywdzili poważnie.
Gdy przyjechała do domu poczuła ogromne znużenie. Nie weszła jednak do pokoju, a udając, że nie słyszy wołania panny Anny, stanęła na białym mostku.
Wokoło zapadł już mrok i to pogrążyło Karolinkę w jeszcze większej melancholji.
Ze smutkiem patrzyła przed siebie, rozpatrywała swą samotność, żaliła się nad samą sobą. W pewnej chwili zauważyła, że jest bliska płaczu i zawstydziła się.
Teraz próbowała się otrząsnąć z przygnębienia. Ostatecznie nie zaszło przecież nic złego. Dawała sobie przecież jakoś radę i przed poznaniem Janki, Ludwika i Antosia. Tak samo będzie teraz, powróci do swoich dawnych rozrywek.
— Zajmę się poważniej Jasiem, ostatnio zaniedbywałam go zupełnie, — postanowiła.
Potem pomyślała, że właściwie Janka nie zrobiła nic złego, napewno nie wiedziała wcale o podstępie Antosia. Szukała przecież z takim zapałem. Karolinka przypomniała sobie, że przed godziną jadąc do domu była pewna, że Janka bra-