— No, jeżeli jadę, to chyba umiem. Poprzedni szofer nauczył mnie wszystkiego. Ten, niestety, nie chce się ze mną zadawać, — westchnęła Karolinka.
Cała ta opowieść wydała się Jance dziwnie nieprawdopodobną. Przecież w okolicy było tylko jedne, jedyne auto.
— A gdzie mieszkacie? — zapytała.
Ruchem bardzo opalonej i podrapanej ręki dziewczynka wskazała na, widoczną między drzewami, rosnącemi po drugiej strony rzeki, wieżyczkę.
— Tam — powiedziała krótko.
— W pałacu?
— Przyjechaliście z wizytą do administratora?
— Nie, przyjechaliśmy na kilka tygodni do nas.
A widząc zdziwienie dzieci dodała wyjaśniająco:
— Pałac jest przecież nasz.
— To ty jesteś córką pana Czarnockiego?
— No tak, mówiłam wam przecież, że jestem Karolinka.
— Karolinka z pałacu — uzupełnił Antoś i roześmiał się.
Teraz doprawdy tarzał się niemal po piasku, nie mogąc pohamować swej wesołości.
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.