Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

Moj brat przeszedł niedawno ciężką chorobę — powiedziała Karolinka zasmuconym głosem — i przez to jest niekiedy dziki i nieznośny. Nie dziwcie się zbytnio, bo po za tem to bardzo dobre dziecko, chociaż strasznie rozpieszczone.
Westchnęła, jakby to ona sama była winna rozpieszczeniu brata i poprowadziła dzieci, poprzez kilka pokoi, na taras.
Taras był wielki i słoneczny. Na środku tarasu znajdował się stół pod wielkim, kolorowym parasolem. We drzwiach zawieszona była huśtawka, obok stołu rozłożono leżak. W nieładzie zesunięto książki i zabawki na podłodze, obok leżaka.
Chłopiec może dziesięcioletni, bardzo podobny do Karolinki, tylko dużo od niej ładniejszy siedział na podłodze, na pledzie. Nosił na sobie błękitną pyjamę, nogi miał bose. Widocznie bujał się przed chwilą na huśtawce, gdyż sznury kołysały się jeszcze.
— Jasiu — odezwała się Karolinka — przyprowadziłam ci moich gości.
Jaś spojrzał na dzieci nieufnem spojrzeniem ciemnych oczu.
— Zbliż się, Jasiu, to są moi znajomi, których poznałam dziś rano. Wiesz, ci, o których opowiadałam podczas obiadu.