Antoś roześmiał się.
— Nie jesteś przecież wykwalifikowaną wychowawczynią.
— Tak, ale ponieważ Jaś niema nikogo, ktoby się nim zajął naprawdę, to ja powinnam to uczynić.
— Nie wyrzekasz się przecież tego.
— Tak, ale cóż z tego, gdy nie umiem sobie dać rady.
— A cóż się dzieje z tą panną Anną?
— Nie wróciła jeszcze. Pewnie pojechała do miasteczka.
— Zdaje mi się, że zasłużyła na to, aby teraz jej zkolei schować suknię za karę.
Karolinka wybuchła serdecznym śmiechem.
— Wyobrażam sobie, jak będzie wyglądała w krótkich spodniach.
— Ale to naprawdę nieładnie z jej strony, że zostawia was na cały dzień samych.
— Widzisz, jej się tu strasznie nudzi, — tłomaczyła Karolinka. — Ja też bym nie wytrzymała przez cały czas, bez przerwy, w towarzystwie dwojga, takich nieznośnych dzieci, jak ja i Jaś.
— Czy ty też jesteś taka nieznośna? — zapytał Antoś, rozpoczynając jedzenie poziomek.
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.